Rok spełniania marzeń, realizacji wieloletnich planów i otwarcia na sceny zagraniczne. Rekordowe 46 koncertów. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe kraje. A każdy z tegorocznych wyjazdów przynosił coś nowego!
STYCZEŃ
A zaczęło się od klimatycznego, kameralnego koncertu, dla jednego z naszych przyjaciół, w nowej siedzibie Gliwickiego Bractwa Wodnego. Koncert niespotykany, bo bez prądu, na specjalnie z myślą o naszym koncercie zaprojektowanej, klubowej scenie. No i jak tu nie zagrać? Zwłaszcza, że sami żeglarze wokół?
W styczniu odwiedziliśmy też po raz pierwszy, legendarny, folkowy pub w Poznaniu – Brogan’s Irish Pub. Okazało się, że w Poznaniu też mamy fanów.
LUTY
W sosnowieckim Miejskim Klubie im. Jana Kiepury zagraliśmy pierwszy raz. Tam poznaliśmy zespół Lia Fail, który zatańczył kilka tańców do naszej muzyki.
Cieszy nas bardzo, że regularnie od kilku lat jesteśmy zapraszani na dwa najważniejsze festiwale: „Szanty we Wrocławiu” oraz krakowski „Shanties”. Tym razem we Wrocławiu pokazaliśmy się od nieznanej dotąd polskim fanom strony – zespołu „międzynarodowego” :D. Wystąpiliśmy z naszymi, francuskimi gośćmi. Razem z nami przybył bowiem do stolicy Dolnego Śląska zespół Danse en Omois z Château-Thierry i do naszej muzyki wykonał kilka tańców francuskich, a na finał porwał wrocławską publiczność do an dro (bretoński taniec ludowy). Widok hali Wytwórni Filmów Fabularnych wypełnionej tłumem, trzymającym się za ręce i tańczącym bretoński taniec ludowy zrobił na nas spore wrażenie. Tego we Wrocławiu jeszcze nie widzieli.
W Krakowie z kolei udało nam się wystąpić razem z Simonem Spaldingiem. Koncert w Starym Porcie to był naprawdę wulkan folkowego grania. Simon jest niesamowity i gra z nim to spore wyróżnienie. Zagraliśmy jego autorskie utwory (trenowaliśmy je od pół roku) i oczywiście kilka tradycyjnych „irlandów”. Zaprosiliśmy go też na nasz występ podczas szanty klasycznej w „Rotundzie”. Dodatkowego, sąsiedzkiego akcentu na ‚Shanties” dodał fakt, że Marek, jako konferansjer poprowadził koncert „szanty klasycznej”, a wychowannice Dominiki, grupa Indygo, w tym koncercie debiutowały na „Shanties” – jako laureatki przeglądu konkursowego.
MARZEC
Po raz pierwszy w naszej historii mieliśmy dość pracowity okres, związany z polskimi obchodami „Dnia św Patryka” (ok. 17 marca). Z zespołem Lia Fail poprowadziliśmy „ceili” czyli tradycyjną zabawę irlandzką w Sosnowcu. Po latach nieobecności znów wystąpiliśmy w pubie „Bugsy” w Pszczynie i odwiedziliśmy ośrodek kultury w Chełmie Śląskim. To były ważne koncerty, gdyż w tym momencie, oprócz bycia zespołem wykonującym tradycyjny folk morski, śpiewającym z powodzeniem szanty, marynarskie pieśni pracy, zaistnieliśmy także jako zespół muzyki celtyckiej ;), a to otwiera nowe możliwości i sceny festiwalowe.
KWIECIEŃ
Dwa lata temu, zainaugurowaliśmy w Pszczynie nowy cykl koncertów pt. „Pszczyńskie Spotkania Szantowe”. Tutaj też, Marek i Adrian mieli okazję wystąpić u boku wspaniałego, nieżyjącego już niestety szantymena, Johnnego Collinsa. Z wielką przyjemnością wracaliśmy do „BiBiego i jego” muzycznej galerii. Niestety, prawdopodobnie był to nasz ostatni koncert w tym miejscu. Jak wieść niesie, a wieść z reguły ma rację, właściciel lokalu odmówił „BiBiemu” dalszej współpracy.
MAJ
W maju wydarzyły się kolejne niesamowite rzeczy. Po pierwsze, po trzech latach znów zagraliśmy w „Latarnii”. Choć nie była to już „Latarnia”, tylko „Siódemka”, choć za barem nie było już „Szyszki” (Rafała Krzysztonia, ex Sąsiada i właściciela tawerny), to scena nadal była ta sama i ludzie też znajomi. Zagrały emocje, pojawiły się wspomnienia. „Latarnia” była dla nas gliwickim domem, miejscem, gdzie chętnie graliśmy i spotykaliśmy wielu fanów. Ten koncert (wraz z Indygo i Pchnąć w tę łódź Jeża) był też ważny z innego powodu. Był testem dla jego organizatorów przed tym, co miało wydarzyć się w październiku. Test wypadł pomyślnie. Ale to nie był koniec koncertów w Gliwicach.
Kilka dni później, znów całkowicie bez prądu, zagraliśmy i zaśpiewaliśmy w podziemiach gliwickiego MDK (gdzie pracuje Domi). Klimat, kameralność (ok. 50 miejsc siedzących) i akustyka tej sali, zwanej „Starą Kotłownią”, to trzeba było przeżyć.
Następne dni to oczywiście „Kubrykowe” Spotkania z Piosenką Żeglarską i… XXV-lecie zespołu Cztery Refy, naszych Mistrzów, Mentorów, jedynych, co tak folk morski w Polsce grają. Po raz kolejny na „Kubryku” zaproszono nas do udziału w całym festiwalu. Wystąpiliśmy pierwszego dnia z repertuarem folkowym i drugiego, w większości już z szantami a cappella. I tu znowu moment przełomowy naszego „szantowania”. Dwukrotnie zdarzyło nam się do tej pory stanąć na dechach wspólnie z Refami (Euroszanty 2008 i Suwalski Maraton Szantowy 2009), by zaśpiewać z nimi ich „Press Gang”, który mamy także w repertuarze. Na „Kubryku” po raz pierwszy dane nam było zaśpiewać z jubilatami pełny set. To było dla nas ogromne wyróżnienie, gdyż do tej pory występy Refów i ich gości podziwialiśmy z widowni. Tym razem było inaczej. Ale to nie koniec kubrykowych niespodzianek. Gościem „Kubryku” był Ken Stephens, autor „Fluckey Alley”, wykonywanej przez nas szanty. Oczywiście nie mogliśmy z nim nie wystąpić. Ale prawdziwym zaskoczeniem i przemiłą niespodzianką była „Nagroda Publiczności” XXVI Spotkań z Piosenką Żeglarską „Kubryk”, którą wręczył nam, na zakończenie festiwalu, legendarny „Śmigiel”. Nagroda łódzkiej publiczności TO JEST COŚ!!! To jak Grand-Prix na „Shanties”. Rok temu otarliśmy się o nią, zabrakło trochę głosów. W tym roku otrzymaliśmy w sumie tyle głosów ile dwa kolejne zespoły razem wzięte. Zrobiło to na nas wrażenie.
Ukoronowaniem tego wspaniałego miesiąca było zaproszenie nas na obchody 2 urodzin „Starego Portu” w Chorzowie.
CZERWIEC
Zagraliśmy tylko jeden koncert , ale to była prawdziwa bomba! Po pierwsze Adrian nie mógł pojechać i zastąpił go (udanie) Wojtek Paluszkiewicz (ex „V”, Perły i Łotry). Podczas „Dni Morza” w Szczecinie wystąpiliśmy w „Dniu Folkowym”. Nie dość, że do naszej muzyki zatańczył zespół tańca irlandzkiego Reelandia, jeden z najlepszych w kraju, na co dzień współpracujący z Carrantuohill, to wystąpiliśmy na jednej scenie z legendą muzyki irlandzkiej, mega gwiazdą, zespołem Dervish. Wyobrażacie sobie? Czytałem o nich, słuchałem ich muzyki, uczyłem się na ich utworach, planowałem, by zobaczyć ich na żywo, ale że zagram z nimi na jednej scenie? Bardzo żałowaliśmy, że nie mogliśmy zostać na nocną sesję w tawernie. Na osłodę los zesłał nam wspaniałą, krakowską żeglarkę, jako towarzyszkę powrotnej podróży i… zaproszenie na „Shanties” w 2011 r.
LIPIEC
Gdy już myślami byliśmy w Bay City (USA), tuż przed wylotem, na festiwalu „Szanty pod Żurawiem” w Gdańsku, który odwiedzamy od lat, otrzymaliśmy niespodziewanie Nagrodę Prezydenta Gdańska za utwór premierowy „Chłopaki z Senneville”. To wyróżnienie sprawiło nam niesamowitą satysfakcję i radość, bo w ogóle się go nie spodziewaliśmy. Ominęły nas honory i oficjałki, bo gdy wręczano nagrody my szykowaliśmy się do koncertu w tawernie.
Dwa dni później siedzieliśmy już w samolocie do Chicago. Czekaliśmy na tę podróż dziewięć miesięcy. Pobyt w USA to moc wrażeń, doświadczeń i wielu nowych przyjaciół wśród amerykańskich i europejskich szantymenów. Ale to przede wszystkim ogromne wyróżnienie. Lecieliśmy na obchody „The Tall Ship‘s Celebration”, zlotu żaglowców za „wielką wodą”. Koncertami w Bay City i Chicago udowodniliśmy sobie (i Amerykanom chyba też), że to, co robimy, może się podobać, nawet tam. Potwierdzili to organizatorzy, zapraszając nas już na kolejną edycję.
SIERPIEŃ
Zagraliśmy na festiwalu w Wieliszewie, i to podczas dnia folkowego. Lepiej trafić nie mogliśmy. Występ o dobrej porze, przed gwiazdą polskiej sceny celtyckiej Carrantuohill, w ciekawym miejscu. Daliśmy naprawdę dobry koncert, ludzie bawili się wspaniale, a organizatorzy gratulowali nam serdecznie i także zaprosili nas już na przyszłoroczną edycję. Czy może być lepsze potwierdzenie dobrze zagranego koncertu?
W bojowych nastrojach pojechaliśmy do Appingedam w Holandii. I znowu duża satysfakcja, bo drugi raz z rzędu, a tego zaszczytu w historii „Bie Daip” dostąpiło niewielu. My na dodatek przywieźliśmy jeszcze zespół Indygo. Żeńska grupa wokalna, w męskiej krainie szant ma zawsze trudne zadanie, ale dziewczyny poradziły sobie znakomicie. Dość powiedzieć, że w przyszłym roku znów razem pojedziemy do Appingedam oraz do… Bremy, na „Vegesack Maritim Festival”.
WRZESIEŃ
Kolejne wyróżnienie. Jako jedyni z zespołów sceny żeglarskiej i uczestników „Euroszanty & Folk“, który w 2008 odbywał się w Sosnowcu w ramach „World Fusion Music Festival “, zostaliśmy zaproszeni do udziału w drugiej edycji tej imprezy. Zagraliśmy przed tak znanymi wykonawcami sceny folkowej jak Rzepczyno czy Dikanda. I tak oto trafiliśmy na scenę „world music”. Nowe wrażenia, nowe doświadczenia, nowi znajomi, nowe możliwości.
Z kolei podczas drugiego pobytu w Czechach u naszych przyjaciół, zespołu Ginevra, zagraliśmy w nowych miejscach. Pierwszym był przepiękny dziedziniec zamku w Brzeźnicach. Drugim koncert w Pradze „U Naćalnika”. Było to chyba najbardziej zaskakujące miejsce w jakim przyszło nam wystąpić. Spodziewałem się pubu, a wystąpiliśmy w… sklepie muzycznym. Po raz pierwszy w życiu grałem w sklepie, który miał specjalną scenę na koncerty – wspaniały pomysł! Za moimi plecami ściana obwieszona była… czeską muzyką folkową. Nie mogłem się skupić, i nie dlatego, że wyborne, czeskie piwo też tam lali. Koncert w Pribramie daliśmy już jako jedna z gwiazd, oczywiście nie obyło się bez wspólnego z Ginevrą, wykonania „Bóg w nas”.
PAŹDZIERNIK
Zagraliśmy wreszcie na swoim festiwalu! Z pomocą kilku przyjaciół udało się w Gliwicach zorganizować Festiwal Morza „Nad Kanałem”, którego Sąsiedzi zostali gospodarzami. Stało się to dokładnie 9 lat od naszego debiutu scenicznego. Lepszego, urodzinowego prezentu nie mogliśmy sobie wymarzyć. Nie zabrakło Czterech Refów, Indygo. Zabrakło tylko… biletów.
Tydzień później, znów w Gliwicach, odbyła się impreza taneczna „Bal Folk”. Pomysł przywieźliśmy z Francji, gdzie graliśmy rok temu. Dominika przekuła go na nasze realia. Trzy dni tańca, zabawy. My zagraliśmy dwukrotnie, tym razem przygrywając tancerzom irlandzkie reele i jigi oraz bretońskie andro. Znów spotkaliśmy się z przesympatycznymi tancerzami z Francji, Danse en Omois i muzykami z O’Connan Quartet oraz 2 Guingois. Tak oto w jednym miesiącu udało nam się zagrać na dwóch, poniekąd naszych, imprezach. Kto by pomyślał…
LISTOPAD
Po prawie rocznej przerwie, znów odwiedziliśmy „Stary Port” w Chorzowie i nową tawernę w Warszawie – „Korsarza”. Było nam bardzo miło, gdy obie wypełniły się tłumnie.
Poza tym nadrobiliśmy chyba z nawiązką kilkuletnią posuchę w naszych, gliwickich koncertach. Po raz piąty wystąpiliśmy w „naszym” mieście. Tym razem zagraliśmy koncert dla młodszych koleżanek z zespołu Indygo. W minionych latach dzielnie nas dopingowały pod sceną na różnych festiwalach, a my trzymaliśmy kciuki za ich konkursowe występy, z którymi zżyliśmy się podczas wspólnej podróży do Holandii, a którym właśnie w listopadzie stuknęło pięć lat odkąd stanęły na żeglarskiej scenie. To były idealne koncerty na zakończenie tak owocnego roku. Wszystkim wam, organizatorom, fanom, mediom, przyjaciołom tu i zagranicą ale przede wszystkim naszym rodzinom za ten rok dziękujemy.
WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM, 2011 ROKU. OBY BYŁ INNY, LEPSZY, CIEKAWSZY I UDANY – z szantowym zaśpiewem życzą… SĄSIEDZI
Udostępnij na:
(od 2001 r.)
zagranych koncertów
minut nagranej muzyki
odwiedzonych miast
wyjątkowych głosów
akustycznych instrumentów
różnorodnych utworów